Od 1 czerwca nocą powinny już się świecić wszystkie latarnie w Tarnowie, ale są jeszcze „ciemne punkty”. Dlaczego tak się dzieje – pytają tarnowianie? Okazuje się, że problem z przywróceniem oświetlenia ma firma Tauron, na dodatek żąda, aby miasto… zapłaciło za tę operację.

Prezydent Tarnowa Roman Ciepiela polecił, aby od 1 czerwca przywrócone zostało normalne nocne oświetlenie miasta, które od kilku tygodni wyłączane było o północy i ewentualnie przywracane (gdy wymuszały to warunki atmosferyczne) o godzinie czwartej rano. Latarnie należące do miasta świecą, jasno jest również na ulicach, gdzie stoją latarnie należące do Grupy Azoty, natomiast po północy ciemności panują na dużej części ulic, gdzie działają latarnie należące do firmy Tauron.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż Tauron nie ma możliwości zdalnego sterowania ulicznym oświetleniem i pracownicy firmy muszą fizycznie zmienić system włączania i wyłączania latarni w ponad 200 szafkach sterowniczych na terenie Tarnowa. Na dodatek firma za przeprowadzenie tej operacji zażądała od miasta pieniędzy. W Tauronie wyliczono sobie, że za przestawienie systemu działania każdego punktu świetlnego miasto powinno zapłacić i zażądano kwoty ponad 24 tys. zł. Odpowiadający za oświetlenie w mieście Zarząd Dróg i Komunikacji oprotestował ten pomysł, cenę obniżono do 19 tys. zł, ale miejska firma nie chce płacić, słusznie wychodząc z założenia, że miasto ma umowę z Tauronem na oświetlenie ulic i jego obsługę, za to płaci i dodatkowe pieniądze się nie należą. – Żądana kwota jest niewspółmierna do działań, które ma przeprowadzić Tauron w celu przywrócenia oświetlenie – jasno stawia sprawę dyrektor ZDiK, Artur Michałek.

W Tarnowie około 2 tys. latarni należy do miasta, ponad 8 tys. to własność Tauronu, około 500 latarni w Mościcach jest własnością Grupy Azoty.